Mój pierwszy (i nieostatni) rok z jogą! No i co ma joga do kariery?
Mija dokładnie (!) rok od mojej pierwszej sesji jogi. I aż dziw, ale nie była ona wynikiem postanowień noworocznych (choć faktycznie do grupy wraz z ze mną dołączyło jeszcze kilka osób 🙂 ). Szukałam sposobu na rozluźnienie ciała, czułam gdzie gromadzi się stres i napięcia dnia codziennego. Piszę o tym, bo widzę, że coraz częściej doświadczamy somatycznych objawów stresu i przemęczenia i godzimy się na nie, kumulując to w sobie latami. Ponoszone koszty są ogromne, a przecież tak nie musi być – to osobista decyzja każdego z nas. Piszę o tym, bo przez ten rok aż za bardzo doświadczyłam w jak wielu obszarach joga mnie wsparła, a ja wsparłam się nią. Piszę o tym, bo to dla mnie sposób podsumowania i refleksji, którego potrzebuję. I w końcu piszę o tym, bo wierzę, że każdy z nas może znaleźć coś co go relaksuje, przywraca do stanu równowagi, pozwala naładować baterie, a jednocześnie po prostu służy zdrowiu. A historie osób będących obok nas, bliżej lub dalej, mogą po prostu być inspiracją lub też przestrogą, po prostu wnosić jakąś wartość. Więc poznajcie moją.
Równo rok temu, o dziwo – śnieżny wieczór. Nie zapomnę poczucia niesamowitego rozluźnienia i energii w ciele po pierwszej sesji. Mąż pytał mnie jak tam, a ja nawet nie byłam w stanie tego dokładnie opisać, ale entuzjazm w moim głosie oddawał wszystko. Wykupiłam mój pierwszy karnet na jogę. Zwykle do nowych tematów podchodzę w sposób dość uporządkowany, jak zdecyduję się na zajęcia w jakimś miejscu i jestem zadowolona – to należę do tych stałych klientów. Jednak z jogą sprawy potoczyły się inaczej, i bardzo dobrze. Ku mojej wielkiej radości, niecały miesiąc po rozpoczęciu praktyki jogi, wraz z mężem dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się maleństwa (kiedy to piszę, owo maleństwo właśnie smacznie śpi). Na początku, gdy czułam się dobrze, po lekkich modyfikacjach asan (pozycji) uczestniczyłam w praktyce. Jednak potem przyszedł zdrowotny kryzys związany z urokami I trymestru ciąży i… pozwólcie, że napiszę tylko tyle, że byłam w stanie wrócić na zajęcia, już takie dedykowane kobietom w ciąży, dopiero w maju 🙂 Przed pojawieniem się syna na świecie wyskoczyłam jeszcze z przyjaciółką na weekend jogowy na łonie natury, by na całego zadbać o siebie w „dwupaku”. A na ostatnich regularnych zajęciach byłam dzień przed porodem. Joga była dla mnie wielkim wsparciem, fizycznym i psychicznym. Jestem przekonana, że pozytywnie wpłynęła na okres ciąży, sam przebieg porodu, jak również na tempo powrotu do pełni sił po pojawieniu się syna na świecie. Stęskniona do praktyki wróciłam, gdy tylko dostałam zielone światło od lekarza – równo 6 tygodni po porodzie. Obecnie chodzę na jogę regeneracyjną i trudno mi sobie wyobrazić tydzień bez zajęć. Ale też w moim życiu jest jeszcze więcej uważności i spokoju. Hm… jak widzicie w ciągu jednego roku doświadczyłam wielu kolorów jogi, dużo więcej niż się spodziewałam.
Rok temu o jodze wiedziałam nie wiele, chciałam jej spróbować i ją poczuć, potem ew. zrozumieć. Na zajęcia szłam jedynie z myślą, że jednym z filarów zajęć jest brak porównywania i wykonywanie ćwiczeń na miarę swoich możliwości. I to mi niezwykle pasowało, było mocno w zgodzie ze mną. Nie lubię wyścigów i rywalizacji, wtedy tracę motywację. Myślałam też (zwracam uwagę na czas przeszły), że joga bardziej rozluźnia niż wzmacnia ciało i że raczej trudno się na niej zmęczyć. Po roku wiem, że wszystko zależy od stylu jogi i celu praktyki. Joga oferuje szeroki wachlarz możliwości, warto szukać i sprawdzać – różne style, różne przestrzenie praktyki, różnych nauczycieli – musi być to poczucie flow i dobra energia. Na pierwsze zajęcia szłam z myślą – joga to system ćwiczeń. Teraz widzę, że joga to dużo więcej i jest obecna w moim życiu także „poza matą”. Joga kształtuje troskę o swoje ciało i umysł. I mogłabym tak długo… Co tu dużo pisać – wkręciłam się.
Czuję, że joga, jako rodzaj aktywności fizycznej, jest bardzo zgodna z moimi preferencjami. Tutaj towarzyszy mi refleksja, że z wyborem sportu jest trochę jak z zawodem/pracą – trzeba sprawdzać, szukać, eksperymentować, a przede wszystkim poznawać siebie. Wiele szkół jogi daje możliwość wejścia na pojedyncze zajęcia, to koszt średnio 40zł. Wiele innych zajęć sportowych działa w podobnym systemie. Jak coś chodzi Ci od dawna lub niedawna po głowie, pójdź – spróbuj – będziesz wiedział/a. Fakt, jak często poszukiwanie relaksu i sposobów na regenerację po pracy są Waszymi celami coachingowymi w ramach pracy nad zmianą życia zawodowego na lepsze, pokazuje mi, że to ważny temat. I proszę nie zapominaj, że teoria Zaplanowanych Przypadków (więcej o niej pisałam tutaj) odnosi się nie tylko do naszej kariery 🙂
PS Serdecznie dziękuję wszystkim nauczycielom spotkanym przez ten rok. Dominice z, niestety nieistniejącej już szkoły, Zielono mi za pierwszą sesję w życiu. Anecie z Malaikatyoga za opiekę w trakcie ciąży i dalej trwającą wspólną przygodę na macie. Oli z Yoga Republic za wakacyjne zajęcia ciążowe, uchylenie tajemnicy ashtangi oraz wsparcie w wyborze pierwszej maty w życiu. Piotrowi z Yogamudra za pokazanie, jak piękna może być joga wyjazdowa. Po prostu dzięki!
Copyright 2020 by Joanna Piechocka